„Chciałem zbudować firmę wielopokoleniową. Żeby służyła dzieciom, wnukom. Jak Miele albo L’Oreal. Firma ma trwać, jak mnie nie będzie i być moim świadectwem. Sukcesja? To praca, odpowiedzialność, systematyczność, punktualność. Dzieci muszą znać wartość pieniądza, ale też odnaleźć w sobie talenty. Przekazywanie wartości jest ważne, budowanie empatii, wrażliwości i pomocowości. Zarażanie kreatywnością, innowacją, ale też miłością do drugiego człowieka. Wydawało mi się, że znam swoje dzieci, a dopiero podczas spotkań w ramach procesu konstytucji rodzinnej poznałem je naprawdę. Ich marzenia, cele i oczekiwania. Powiedziały wtedy, co chcą robić w życiu, byłem zaskoczony, ale pełen szacunku. Trzeba żyć w przyszłości, nie w przeszłości. Im wcześniejsza sukcesja, tym większa możliwość wpływu na to, co się będzie działo w firmie po sukcesji. Dlaczego fundacja rodzinna? Bo chciałem zamienić „moje” na „nasze”. Bezpieczne dla firmy i rodziny kierunki rozwoju trzeba wypracować wspólnie z młodszym pokoleniem, które lepiej rozumie zmiany technologiczne. Dzisiaj jestem w firmie inspiratorem, ogrodnikiem i ścianą.” Co miał na myśli Marek Maj? Nie domyślaj się. Posłuchaj.